Kalendarze adwentowe z Glam Shopu, odkąd tylko marka zaczęła je wypuszczać, robią sporo szumu w sieci. Tyle samo osób się nimi zachwyca, ile krytykuje ich zawartość. Co takiego w sobie mają, że niewielu klientów Glamu potrafi przejść obok nich obojętnie...?
Zastanówmy się.
W zeszłym roku kupiłam mały kalendarz z dwudziestoma czteroma cieniami, paletą magnetyczną i dwustronnym pędzlem. Paleta jest całkiem porządna, choć przezroczysty plastik na wierzchu mógłby być nieco grubszy i sztywniejszy. Pędzel jest zdecydowanie lepszy niż w roku poprzednim - mniejszy i bardziej użytkowy, choć muszę przyznać, że dwustronne egzemplarze nie cieszą się u mnie dużą popularnością (pędzle trzymam w kubku i to po te sięgam odruchowo; te dwustronne leżą osobno i najczęściej po prostu o nich zapominam...). Wielokolorowy brokat na różowym tle jako motyw przewodni mnie akurat się podoba; jest świątecznie i odświętnie. Gotowa paleta z cieniami zdecydowanie cieszy oko, a brokat nie sypie się wszędzie - czego chcieć więcej...?
Zanim kupiłam kalendarz, podejrzałam zawartość na stronie; nie lubię kupować przysłowiowego kota w worku. Kolorystyka i zróżnicowanie formuł zachęciły mnie na tyle, że z okazji black friday złożyłam zamówienie (kilka innych drobiazgów też znalazło się w paczce... Jeśli chcecie, mogę opowiedzieć, co mi się sprawdziło, a czego nie kupiłabym po raz drugi), które dotarło do mnie w połowie grudnia (nie narzekam i nie marudzę; uważam, że biorąc pod uwagę ilość zamówień w tym czasie, jak i wysyłkę zagraniczną, całkiem sprawnie im poszło); miałam więc sporo czasu na przetestowanie palety wzdłuż i wszerz. Zapraszam na długą listę moich wrażeń.
Wstążka ma w sobie coś z multipasteli - stare złoto na szaro-brązowo-fioletowej bazie; unikatowy odcień, choć moim zdaniem - raczej dla koneserów.
Sennik - ciepły, zgaszony odcień fioletu z domieszką różu; matowy.
Bombka to cień kryształowy w odcieniu białego złota, nowość w ofercie Glam Shopu. Moc jego błysku zniewala - czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Może być problematyczny w aplikacji z uwagi na miękką, mokrą wręcz konsystencję. Niemniej - dla tego efektu warto nauczyć się z nim pracować.
Orzechowiec - złote drobiny na ciepło-brązowej bazie, ultraperła.
Po prostu beż to bardzo uniwersalny, neutralny odcień matowego beżu.
Atłasowy, czyli mat z drobinami. Wiele osób nie lubi tego wykończenia; ja za nim przepadam. Idealny do makijażu jednym cieniem - po rozblendowaniu wystarczy odrobinę doklepać na powiece ruchomej, żeby uzyskać efekt subtelnego, eleganckiego błysku. Tu mamy neutralny brąz z delikatnym różowym tonem i różowymi oraz złotymi drobinami.
Niebieski amarant - metaliczna fuksja z błękitnymi drobinami. Mocno błyszczący i niezwykle efektowny odcień.
Ganasz to matowy ciepły brąz z lekką nutą pomarańczy; idealny w załamanie powieki.
Sękacz to ultraperła; piękne ciepłe, ale nie żółte, złoto. Ja określiłabym je mianem sezamowego.
Rajskie jabłuszko to multipastela, różowe drobiny na pomarańczowej bazie. Niestety, ale taki sam cień znajduje się w stałej ofercie pod nazwą Różorańczowy.
Aura to również ultraperła, multikolorowe drobiny zanurzone w biało-srebrzystej, niemal przezroczystej bazie. Płatkowa formuła może sprawiać problemy.
Lukrecja to niemal czarny odcień matowego fioletu.
Milenium to perła holo - wielokolorowe drobiny na niebiesko-fioletowej bazie. Kolejny cień, który daje unikatowe wykończenie, ale jego nakładanie wymaga pewnej wprawy.
Kutia to brązowo-złoty, gładki błysk bez drobin.
Krem kakaowy - neutralny jasny brąz.
Fiołkowe pole to ultraperła o płatkowej formule; fioletowe i błękitne drobiny na niemal przezroczystej bazie z fioletowym tonem.
Jednoskładnikowy to cień idealny do smokey eye; zielone drobiny na ciepłej brązowej bazie.
Makówka to mat w kolorze intensywnej, malinowej czerwieni, który rozciera się do różu.
Eden to moim zdaniem również multipastela; błękitne drobiny na ciemniejszej, ale nadal denaturowo-fioletowej bazie.
Keksiarz to matowy, średni neutralny brąz.
Luksusowy welur to dość gładka ultraperła, różowe i złote drobiny na brązowej bazie.
Po pierwsze: różnorodność formuł i wykończeń; każdy znajdzie tu coś dla siebie. Są błyski całkowicie ekstrawaganckie, ale też te stonowane, mamy maty intensywne i przykuwające uwagę, ale też całkiem spory wybór brązów. Mimo niewielkiej ilości matów, można tą paletą wykonać pełny makijaż, a dzięki dużej ilości przeróżnych błysków będzie doskonałą paletą uzupełniającą.
Mam oczywiście swoich faworytów, jak choćby cień kryształowy, holo, Sękacz czy Eden; są takie, których nie kupiłabym pojedynczo, ale teraz zaskakująco chętnie używam (Kutia, Aura, Lukrecja, Makówka); jest też kilka, które bez żalu wymieniłabym na inne, jak na przykład Jednoskładnikowy czy Wstążka. Nie obrażam się na nie jednak, bo w ogólnym rozrachunku całość i tak wychodzi na duży plus.
Rozumiem koncept kalendarza (większość cieni błyszczących, którymi można urozmaicić podstawowe matowe makijaże), nie rozumiem za to wkładania dubla ze stałej kolekcji pod inną nazwą (multipasteli nie ma aż tyle, żeby zgubić rachubę i wątek), a także rozmieszenia cieni w kalendarzu. Ostatnie pięć okienek nieco mnie rozczarowało; nie dlatego, że z cieniami jest coś nie tak per se, ale dlatego, że w porównaniu do poprzednich, wypadają raczej blado. Dla niektórych nie będzie to miało znaczenia; ja bym sobie życzyła, żeby okienko dwudzieste czwarte zwaliło mnie z nóg. Może w tym roku się uda.
Podsumowując: nie żałuję zakupu; z cieni z kalendarza korzystam chętnie na codzień i od święta. Myślę, że warto zainteresować się wybranymi cieniami i kupić pojedyncze sztuki: jest tutaj kilka egzemplarzy, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
I wiecie co...? Już nie mogę się doczekać kolejnej edycji. W otwieraniu tych kalendarzy zdecydowanie jest coś uzależniającego!
W pełni się z tobą zgadzam, nie podoba mi się, że pastelowe jabłuszko wygląda jak inna multipastela, i też mam wrażenie, że to nie mój ostatni kalendarz z Glamu.
OdpowiedzUsuńDo mnie oba przyszły w tej samej paczce, więc byłam trochę rozczarowana... Niemniej, całość i tak mi się podoba 😊
Usuń