Kosmetyki firmy Milani można w Polsce stacjonarnie znaleźć jedynie w Douglasie, ale online dostępne są na wielu popularnych stronach (Mintishop, Ekobieca czy Ladymakeup). Mimo wszystko nie są one jakoś szalenie popularne na yt; poza oczywiście jednym z najsłynniejszych różów: Luminoso. Dlaczego? Dobre pytanie! Może dlatego, że amerykańska marka nie podejmuje współprac z naszym polskim światem beauty? Być może dostępność kosmetyków jest problemem? Bo z pewnością nie jest nim jakość; testowałam kilka produktów i tylko jeden mnie rozczarował; nawet nie dlatego, że był zły i niedobry, ale oczekiwałam czegoś innego... Niemniej, recenzji podkładu Screen queen w naszym pięknym języku można ze świecą szukać (metaforyczną; bliskości prawdziwej wysublimowane wnętrzności telefonu mogą nie znieść najlepiej), postanowiłam więc dorzucić swoje trzy grosze. A że użytkuję go już od roku, mam to i owo do powiedzenia.
Na dostępność kosmetyków od Maybelline generalnie narzekać nie można, ale: są wyjątki. Szczerze mówiąc, nie mam seledynowego pojęcia, z czego to wynika (jeśli ktoś jest mądrzejszy marketingowo, będę wdzięczna za wyjaśnienie tej tajemniczej sytuacji), ale wybrane produkty marki nie trafiają wszędzie. W Danii na przykład nadal nie ma najnowszych pomadek (a ja bardzo bym chciała którąś kupić), a podkład Dream urban cover przez dłuższy czas tylko migał na stronach internetowych, nie zagrzewając nigdzie miejsca na dłużej. Widziałam jego recenzje tu i ówdzie, ale nie były one częste czy wybitnie natarczywe. Czy przyczyną jest marna jakość...? Przekonajmy się!
Podkład Milani podany jest klasycznie: szklana butelka z pompką i plastikową nakrętką, która nie siedzi jakoś wyjątkowo stabilnie, ale póki co opakowanie nie doznało uszczerbku na urodzie, a miałam je ze sobą na wakacjach. Dream urban cover dostajemy w miękkiej tubce z dziubkiem, co mi osobiście nie przeszkadza, ale wiem, że wiele osób jednak wolałoby pompkę.
Screen queen jest gęsty i kremowy, ale nie pastowaty. Ma konsystencję porządnego kremu na noc; muszę przyznać, że w pierwszej chwili nie byłam tym zachwycona, ale jak się okazało, moje obawy były nieuzasadnione. Podkład pięknie się rozkłada na twarzy, można go nałożyć cienką warstwą, która tylko wyrówna koloryt, ale też dobudować krycie do średniego plus, przy czym nadal wyglada ładnie, stapia się z cerą i nie tworzy maski. Utrzymuje się naprawdę dobrze; delikatnie zastyga, ale nie powoduje dyskomfortu. Nie jest podatny na ścieranie, a jeśli nawet zdarzy się wypadek, śmiało można go dołożyć.
Podkład od Maybelline jest wodnisty, dzięki czemu można nałożyć na twarz minimalną ilość produktu. Tak jak w przypadku Screen queen, śmiało można zbudować krycie, które mnie satysfakcjonuje w pełni (choć do pełnego nieco mu brakuje). Również delikatnie zastyga, co pozytywnie wpływa na trwałość. Oba produkty lepiej jednak przypudrować - dzięki temu dłużej wytrwają na posterunku.
Jeśli chodzi o wykończenie, są do siebie dość podobne. Milani jest satynowy, Maybelline nieco bardziej świetlisty, ale oba nadają efekt zdrowej, wypoczętej buzi. Wyglądają naturalnie i lekko, co ja akurat bardzo sobie cenię. Same w sobie wygładzają, a przypudrowane pudrami wygładzającymi wyglądają niemal nieskazitelnie.
Podczas gdy w podkładzie od Maybelline znajdziemy filtr 50, Milani zapewni nam ochronę przed niebieskim światłem (ale tego typu obietnice należy traktować z przymrużeniem oka).
Który lubię bardziej...? Ciężko powiedzieć. Oba dają mi podobny efekt na twarzy, noszą się dobrze i robią dokładnie to, czego od podkładów wymagam. Na korzyść Screen queen przemawia ilość dostępnych odcieni (dwadzieścia trzy), Dream urban cover natomiast jest o połowę tańszy (ceny zaczynają się od trzydziestu sześciu złotych, gdzie podkład Milani to wydatek minimum osiemdziesięciu pięciu).
Ja używam ich zamiennie i ciężko byłoby mi wybrać jeden. A Wy? Macie swojego faworyta...?
Nie znam tych podkładów, a na pewno ten Milani warto byłoby sprawdzić ze względu na tę dużą ilość kolorów. Mam zdecydowanie ciemniejszą cerę od twojej, ale specyficzny kolor i tam gdzie do wyboru są 4 max 5 odcieni, nie zawsze znajduje ten idealny, a mieszać mi się nie chce.
OdpowiedzUsuńZ tym mieszaniem to Cię doskonale rozumiem; też mi się nie chce bawić... A Milani m spory wybór odcieni w różnych tonacjach, więc jest szansa, że znalazłabyś coś dla siebie 😊
UsuńHmmmm, z Milani znam i lubię ich trwałe pomadki. Zapamiętuję podkład!
OdpowiedzUsuńJakie pomadki? Bo ja mam jedną w sztyfcie i lubię bardzo 😊
Usuń